czwartek, 6 czerwca 2013

6. To koniec.

Dzień dobry.

Mam dość.

Wciąż jestem małą dziewczynką.
Wciąż mam 6 lat i najpoważniejszą decyzją w moim życiu, był wybór miśka w Tesco. Wciąż huśtam się całymi dniami, wciąż bawię się w piaskownicy.
Wciąż rodzice podejmują za mnie decyzje dotyczące mojej przyszłości.
Wciąż mam zadrapania na kolanach, a na kolację wcinam lody truskawkowe z biszkoptami i czekoladą.



-Czemu dalej się oszukujesz?
-Nie dociera do mnie, że to się skończyło. Nie umiem się z tym pogodzić.
-Boisz się?
-Tak.
-Czego?
-Że źle wybiorę.
Ratunku.
Pomocy.
Ktoś mnie słyszy?
Rozumie?
Logiko?
Jesteście tam?
Umarłyście?
Umarłyście razem z dzieciństwem?
-Tak.
-Zostawiłyście mnie.
-Tak.
-Całkiem samą.
-Właśnie.
W tym chorym świecie.
Gdzie bez wykształcenia, dobrych znajomości i wypchanego portfela nic nie osiągniesz.
-Zginiesz.
-Jest sens dalej się starać?
Przecież i tak wszyscy umrzemy.
-Czyli nie warto?
-No warto, ale...
-Ale się boisz. Jesteś pieprzonym tchórzem.
-Nie, nie jestem...
-Jesteś, bo boisz się prawdy.
-Wcale nie.
-To dlaczego trzęsą Ci się ręce?
-Kłamiesz, nie trzęsą.
-Nie.
-Oszukujesz.
-Nie, to Ty oszukujesz samą siebie. Twoje dzieciństwo się skończyło, zrozum to.
-Nie skończyło się, ono wciąż trwa. Widzisz moje strupki na kolanach i łokciach?
-One nic nie znaczą. Żyjesz w chorym wymiarze kłamstwa.
-Znaczą, one znaczą wszystko.
-Nic nie znaczą. Tak samo jak Ty.

Tak wygląda moja rozmowa z myślami.

Myślę nad liceum.
Ale nie umiem.
Do wyboru marna szkoła na miejscu, albo świetne liceum 25 km stąd, gdzie sobie nie poradzę.
Lub Kraków. Ale tam umrę z tęsknoty.

Śmierdzi gimbusiarstwem.
Kurwa.


                  
~Steve.

wtorek, 16 kwietnia 2013

5. Brown Sugar.

Macie rację. Długo nas nie było. Ostatni post jest chyba z lutego, a jest kwiecień.
Dzięki Alex za komentarz. Ostatnio czytałam każdy post po kolei i może zalatuje trochę gimbazą. No trudno, widocznie takie jesteśmy. I jeśli gadanie w stylu 'Nikt mnie nie kocha, nikt mnie nie rozumie' kiedyś przejdzie, to czekam na ten dzień z niecierpliwością. Nie chciałyśmy, żeby to blogopodobne coś było pamiętniczkiem gimbuski, która nie radzi sobie z życiem. Zwyczajnie piszemy tutaj to, co myślmy. A często najpierw mówię, potem myślę.

Czemu tak długo nas nie było?
No cóż, sufit był ostatnio dość cichy. Nic nie mówił, nie skłaniał do refleksji. <schizofrenia>
Dobra, nie o tym miałam pisać. Było kilka czynników uniemożliwiających pisanie kolejnych postów. Było kilka niemiłych sytuacji i konfliktów, ale jest lepiej. Nie wiem, kiedy Duzzylash coś napisze. Nie mam pojęcia.
A o czym dziś? No to jest dobre pytanie. Może o czymś, co mnie bardzo interesuje. W teorii, oczywiście.
Narkotyki.
(Znowu wyjdę na gimbusa? No trudno, taka już jestem. Ciężko będzie to zmienić.)
Ile wspaniałych artystów, cudownych ludzi odeszło przez przedawkowanie heroiny, kokainy? Czemu odeszli? Czy nie mogliby być tutaj z nami?
Nie.
I widocznie nic nie dzieje się bez powodu.
Nawet to, że gdzieś nie pójdziesz, też na swój powód. Pomyśl o tym.
Pomyśl, że gdyby nikt nie kochał Janis Joplin, gdyby ona tak desperacko nie pragnęłaby miłości, może nie poznalibyśmy jej geniuszu?
Każde cierpienie ma sens, nie każdy go poznaje.

Ale tak naprawdę, czemu ludzie uzależniają się od narkotyków? To jakaś desperacka próba poczucia szczęścia? Choćby tego chwilowego? Za kilkunastominutowe 'szczęście' płaci się godzinami udręk? Widzieliście, albo słyszeliście, jak organizm zachowuje się na głodzie heroinowym? Jeśli macie czas, to poczytajcie...
Czytałam 'Pamiętnik Narkomanki', a w nim była pięknie pokazana ludzka naiwność do samych siebie.

To taki straszny relaks - przypomina sobie Piotr, po 14-miesięcznym leczeniu w Monarze - znieczulenie na rzeczywistość, zwracasz żółcią i nie czujesz bólu czy niesmaku, wszystko ci jedno, cały świat jest jakby za mgłą, ty sam jesteś jakby obok wszystkiego.


Czy chciałbyś, aby tak wyglądała Twoja przyszłość?

Od jakichś 3 miesięcy ćpam i powiem wam, że to zmieniło moje życie. Nadało mu barw, smaku, dźwięków (...) Nie chciałam zaczynać, wołałam o pomoc, nikt nie słyszał. To był jedyny sposób na życie, żeby nie zwariować. Kiedyś planowałam przyszłość... Nie zależy mi już na przyszłości, nie chcę przyszłości, chcę się tylko zatracić, skończyć w rynsztoku, a kiedy już będę mieć dość - przedawkować. Jedyna radość na tym świecie to dragi...



Śmierć normalnego człowieka jest pięknym zaskoczeniem, dopełnieniem życia. A śmierć ćpuna czym jest? Wytchnieniem, ulgą dla otoczenia?
Stereotyp narkomana - brudnego, wynędzniałego, przegranego mieszkańca dworca z pokłutymi rękoma i tabliczką "Mam HIV..." - jest jeszcze głęboko zakorzeniony w umysłach Polaków. To dzięki niemu palaczom Browna tak łatwo przychodzi ukrywać swój nałóg, bo kto by podejrzewał czystego, dobrze ubranego człowieka o zażywanie narkotyków? Nikt.

~Stevie

Nikt nie powiedział, że będziemy tu coś wklejać regularnie. Mam za tydzień egzaminy. Tadadam. Nie trzymajcie kciuków, bo to pewnie nic nie da. Ze względu na to, że Stevie zrobiła pięknie cudowny wstęp, to ja nie będę robić tego znowu. Piszę.
Narkotyki? Narkotyki.  Życie człowieka jest kruche. Jak porcelanowa lalka. Jeden zły ruch i zostaje po nas kamienna płyta na cmentarzu.
Krucha blondynka. Sex, drugs and rock n' roll. Stevie ma rację, wiele ludzi zginęło przez stosowanie się do tego motta. O ile można to
mottem nazwać... Myślę, że oni musieli tak umrzeć. Żeby pokazać innym, czym to grozi. Wiemy, że dragi są niebezpieczne, coraz więcej ludzi się od nich uzależnia, coraz więcej od nich ginie. Pieprzone uzależnienie.
Ludzie żyją heroiną, oddychają kokainą i umierają z amfetaminą. Na początku myślimy, że nic nam nie będzie. Później bierzemy więcej i więcej, powoli nas zabija.  Nie mam o czym tu pisać, takie lanie wody. Ale śmierć z przedawkowania świadomego, to moim zdaniem dobra śmierć. Zasnąć i się nie obudzi
ć.
Sen i śmierć to bracia bliźniacy...
Nie mówię, że nikt mnie nie kocha, gimbaza wymiata. \m/
Ale i tak wszyscy umrzemy. Prędzej, czy później


~Duzzylash

wtorek, 8 stycznia 2013

4. Śmierć, cz.1

Post dodaje Steven, bo Duzzy nie może tego zrobić na telefonie...
Cześć 2 będzie pisana przez Steviego, tylko trochę później  ; )

Ludzie umierają i się rodzą. Żeby ktoś się narodził, ktoś musi umrzeć, może to wypaść na kogoś z naszych bliskich, a my nie mamy tego wpływu.
Jak miałam 8 lat, to umarła mi babcia. Ból nie do opisania. Byłam jeszcze mała, ale bardzo dobrze to pamiętam... Oglądałam jakieś bajki w domu i nagle weszła mama, cała zapłakana, zaczęła się przytulać do mnie i brata, a my nie wiedzieliśmy, o co chodzi...
- Wiecie.. Babcia Zosia dziś rano... Umarła. - na początku myślałam, że to żart, ale to pełne bólu spojrzenie. I wtedy to była histeria. Ale teraz... Teraz myślę, że to dobrze. Babcia męczyłaby się, a ja w każdej chwili mogę się do niej zwrócić. Może uznacie to za idiotyzm, ale czasami z nią rozmawiam... Jak mam jakiś problem, kiedy ktoś coś zrobi przykrego. Zwracam się do babci. Nie jest przy mnie ciałem, ale ja mam ją w sercu. Kiedyś się z nią spotkam. Kiedyś się jeszcze do niej przytulę. Jestem tego pewna.
Nie znałam moich dziadków, została mi jedna babcia. Ostatnio poszłam ją odwiedzić.. Weszłam do jej pokoju
- Hej babciu, co u ciebie?
- Za niedługo umrę, nie ma miejsca już tu dla mnie.
I jak byście zareagowali ?
Każdy z nas umrze i to nie zależy od nas. Ludzie zastanawiają się nad sensem życia, my zastanawiamy się nad sensem śmierci. Bez tego nasze życie nie miałoby sensu.

Znajdź sobie osobę, dla której będziesz żyć, będziesz szczęśliwy, że jest przy Tobie, znajdź z nią marzenia.
Ostatnio znalazłam taką osobę.. Nawet dwie. Te osoby wiedzą, które to, kocham je jak siostry. Wiem, że mogę im wszystko powiedzieć, akceptują mnie taką, jaka jestem. Z jedną mogę pomarzyć, rysujemy sobie jakieś popieprzone psychicznie rysunki, piszemy "listy", zamiast powiedzieć to samo. A druga... Wie o mnie chyba najwięcej. Nie boję się jej niczego powiedzieć, wiem, że tego nikomu nie powie. Ufam im obu. I dla nich żyję.

No ale... Taki smutny temat.
Nie każdy go lubi, ja nic do niego nie mam. Wkurzają mnie osoby (jeśli kogoś urażę, to przepraszam), które po kłótni z przyjaciółką tracą sens życia, chłopak rzuci, one się chcą zabić, bo go kochały. Chore.
Dziewczyna, z którą siedzę w ławce pokazała mi dziś swój życiowy cytat. No wiecie, jakiego typu. Że się nigdy nie poddam, będę dążyć do celu... A ja? Powiedziałam, że mam dwa cytaty:
1. "I tak wszyscy umrzemy."
2. "So live for today, tomorrow never comes."
i co? Wyśmiała mnie. Może nie dosłownie, ale tak to odebrałam. Ja chcę żyć chwilą, a nie planować krok po kroku, co zamierzam robić jutro, pojutzre, za tydzień.. Myślcie co chcecie, ja się nie zmienię.
I tak wszyscy umrzemy. ~ Duzzylash

PS.1 Stevenek dorzuci kiedyś drugą część tego postu.
PS.2 Wiadomość do pewnego gitarzysty, który jest w chuj kilometrów ode mnie i każę mu się nie przejmować, bo wszystko się ułoży, zobaczysz. Już Ci to mówiłam i powiem jeszcze raz. A Twoja prababcia już zawsze będzie przy Tobie.   ~Duzzylash

środa, 2 stycznia 2013

3. Ból

Dziękuję Erin za komentarz, bardzo nam miło, że ktokolwiek to czyta :3




Głupi temat który wymyślił sobie Stevie. Żeby ktoś nie myślał, że piszemy teraz o bólach głowy, czy bólach menstruacyjnych. Jeśli jesteś tutaj z tych powodów, to lepiej sobie idź, bo nic w tym stylu  nie znajdziesz.

Ból.
Ból po stracie kogoś bliskiego. Ale nie z powodu śmierci.
To jeden z najgorszych bóli. Kiedy jednego dnia masz kogoś, komu możesz zaufać, wyżalić się i pogadać.
Drugiego dnia już go nie ma. Odszedł. Czemu? Co zrobiłam źle? Miał ku temu powody? Może tylko udawał przyjaciela? Tysiące pytań, ani jednej odpowiedzi.
Złamane serce.
Nie miałam czegoś takiego. Serio. Można to nazwać upokorzeniem albo w pewnym sensie zranieniem, ale nie złamanym sercem.Trzeba czasem pocierpieć, nawet jeśli boli jak cholera. Ból pomaga nam wrócić z chmur na Ziemię, pomaga nam zrozumieć, że czasem nie jesteśmy w stanie czegoś zrobić. Ból uświadamia Ci, że nie jesteś Panem Świata. I dobrze. Czasem trzeba pocierpieć, żeby odbić się od dna i zacząć od nowa. Tak jak w moim przypadku.
Trzeba się poddać cierpieniu. Nie opierać się. Pogodzić się z nim. Dać się mu ogarnąć. Przyjąć je w zupełności i uczynić z niego cząstkę życia. Wszystko, co z życia czerpiemy, podlega pewnej przemianie: tak samo cierpienie musi stać się miłością.
Boli mnie, jak inni mnie nie akceptują. Czemu? Bo chyba nikt oprócz Duzzylash'a nie słucha muzyki z lat '80 ( Skid Row, Motley Crue, Guns N' Roses, Alice Cooper  itp. ) tak bardzo jak ja. Nikt nie jara się tym wszystkim.. I temu chyba jestem uważana za 'tą dziwną' - bo zamiast iść przed WF-em do galerii popatrzeć na nowe bluzki w Housie, w których zaraz będzie chodziło pół miasta, to wolę poczekać przed halą słuchając muzyki?
Temu, że nie pasuję do dzisiejszych czasów?
Że nie jarają mnie wszelkie 'rockowe' nowości, bo wolę słuchać klasyków?

Że mam coś, co kocham, co mnie interesuje, nad czym mogę spędzić godziny?
Nie wiem.
Jestem inna niż reszta.
Wyobcowana.
Nie mam tych całych 'nastoletnich problemów' - nie kłócę się z rodzicami, bo nie mogę żyć z nimi jak jesteśmy na siebie źli, nie przejmuję się, jak jakiś chłopak do mnie napisze. Nie mam problemu w stylu 'kupić kieckę za dwie stówy, czy buty za dwie i pół stówki?' To wszystko (choć odbiegłam ciut od tematu) boli. Boli to, jak nie jesteś akceptowana, bo jesteś inna.

Czas nie leczy ran. On tylko przyzwyczaja nas do bólu.   ~Steven

______________________________________________________________________________

Ból, cierpienie, zazdrość, nienawiść. Ludzie przychodzą i odchodzą. Niektórych pamiętamy lepiej, innych gorzej. Podobno wyrabiamy sobie opinię o danym człowieku w ciągu pierwszych 90 sekund rozmowy z nim. Później niektórych chcemy poznać lepiej, gadamy, piszemy. Z czasem jedna z tych lepiej nam znanych osób może stać się naszym przyjacielem, jedną z najbliższych nam osób... Najlepszym przyjacielem.. Ufasz tej osobie bezgranicznie, powiesz jej wszystko, ona tobie też. Jesteście jak rodzina, myślicie, że nic do końca życia was nie rozdzieli. I nadchodzi taki moment, kiedy ta osoba powie komuś twój sekret, pójdzie sobie do innego człowieka, kiedy potrzebujesz jej pomocy, oleje cię. Nadal uważasz ją za najbliższą ci osobę? Już nie masz z kim pójść do kina, siedzieć w ławce, ćwiczyć na wuefie. Ta osoba jest teraz jak ktoś obcy, jakbyście się nie znali. Jak się czujesz? To boli, prawda? To takie trudne do opisania uczucie. Miałam tak chyba dwa, albo trzy razy. Przyjaźniłam się z taką jedną dziewczyną, po czym przyszła inna, która jej wmówiła, że ją obgaduję, że nie jestem jej warta. Czysta wazelina. I co?
Ból.
Cierpienie.
Nienawiść.
Dlaczego żyjemy w takim świecie? Co złego zrobiliśmy? W takich momentach szukamy innych ludzi. Ja paru znalazłam. Ale i tak jestem uważana za inną, za jakąś gorszą. Dlaczego? Bo wolę trampki od szpilek, dziurawe jeansy i przydużą koszulkę od sukienek i cycków na wierzchu, słuchać Gunsów, Systemu, Cinderelli, AC/DC, Floydów, Analogsów, Pidżamy, a nie Seleny Gomez, czy Bibera? Bo jak idę sobie w ramonesce, to ludzie się na mnie patrzą jak na idiotkę? Tak, to też boli. Może jestem inna, ale to odrzucanie przez innych jest straszne. Jak rasizm. I znalazłam parę takich osób, które mnie zaakceptowały taką, jaką jestem. Więc.. Jak ktoś was zostawił, to nie zadręczajcie się, podnieście głowę do góry, żeby ujrzeć, co jest cudownego w życiu, olać te osoby i odpuścić, może ta osoba nie była ciebie warta? Żyjcie chwilą. Sex, Duff and Rock n' Roll ! \m/
aaa. I nie cieszcie się nowym rokiem, bo i tak wszyscy umrzemy. ;3         ~Duzzylash